sobota, 15 października 2011

Więc serca nasze będą razem bić.

      Lepszego poranka Marta nie mogła sobie wyobrazić. Zaraz po przebudzeniu zobaczyła Marcina siedzącego w samych bokserkach przy jej nogach ze słuchawkami w uszach. Miał zamknięte oczy, ale palcami lekko uderzał w rytm słyszanych dźwięków o oparcie łóżka. Dziewczyna przeciągnęła się leniwie, co zwróciło jego uwagę i po chwili wyjął słuchawki.
- Wiesz, że jesteś uzależniony? - spytała.
- Od ciebie? Niewątpliwie.
- Haha, od muzyki! Nie dość że tak często grasz to nawet teraz nie przestajesz słuchać.
- Oj, to takie przyzwyczajenie - powiedział z uśmiechem znów kładąc się koło niej i delikatnie opuszczając dłon na jej biodro.
- No właśnie, czyli uzależnienie.
- Nie. Przyzwyczajenie.
- Uzależnienie!
- Przyzwyczajenie!
- Uzależnienie !
- Cichooo! - mruknął zamykając jej usta gorącym pocałunkiem.
- Nie da się z tobą drażnić - pogładziła do po policzku.
- A widzisz, mam za mocne argumenty. Wstawaj leniu, już po dziewiątej! Idę zrobić śniadanie.
       Śniadanie? Chwilę zastanowiła się Marta, słysząc kroki chłopaka schodzącego po schodach do kuchni. Od kilku lat nikt nie zrobił jej śniadania, poza tym jakoś wątpiła w talent kulinarny Marcina. Ale uszczęśliwiał ją fakt, że może być przy nim. Spojrzała na zegarek, na szczęście do powrotu rodziców było jeszcze dużo czasu. W sumie to mieli cały dzień dla siebie. Nie spiesząc się wstała, założyła bieliznę i koszulkę Marcina, która była na nią zdecydowanie za duża i pewnie komicznie w niej wyglądała, ale czuła się wspaniale.
       Gdy stała już przy schodach słyszała brzęk naczyń dochodzący z kuchni, puszczaną wodę i cicho włączoną muzykę, przy której oczywiście podśpiewywał Marcin. W tej samej chwili pomyślała, że będzie musiała szybko spotkać się z Patrykiem, albo chociaż jakoś to wyjaśnić, zakończyć. Chociaż na samą myśl o nim trzęsły jej się ręce wiedziała, że to nieuniknione. Jeszcze przez chwilę postanowiła o tym nie myśleć.
       Marcin przywitał ją całusem i od razu usiedli razem przy stole. Nałożyła sobie twarożku, po czym patrząc na swoją kanapkę zaczęła wybierać z niej szczypiorek kładąc go na talerzu Marcina i nie przejmując się jego zdziwioną miną.
- Eej, co ty robisz? - zapytał w końcu ze śmiechem.
- No ja nie lubię tego, to daję tobie. Zawsze tak robię, nie wiedziałeś?
- Już wiem, ale nie wiem w takim razie jak ja z tobą wytrzymam te kilka dni pod jednym dachem - znów żartując wlał sobie herbaty.
- Jakie kilka dni? Pod jakim jednym dachem? - Marta nie ukrywała zdziwienia.
- No jak to jakie? W Zakopanem, w pensjonacie mojego znajomego.
- O co ci chodzi?
- Oj jedziemy na kilka dni do Zakopanego, nie martw się, wszystko załatwione. Będą chłopaki z zespołu, będzie fajnie. Góry, basen, sauna i takie tam inne full opcje.
- Ale jak to? Przecież nawet mnie nie pytałeś!
- A to nie chcesz ze mną jechać?
- Chcę, no ale rodzice?
- Z twoim tatą to już załatwione, on jedzie z nami przecież.
- No ładnie! Dobrze wiedzieć w ogóle! Kiedy wyjeżdżamy? - po tym pytaniu Marty, chłopak zaczął patrzeć w telewizor po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
- Dzisiaj w nocy skarbie.
       Zdziwienie? Szok? Tak, zdecydowanie. Ale pozytywny, mega bardzo pozytywny. To właśnie towarzyszyło Marcie. Fakt, że będą musieli przystopować z uczuciami przy jej ojcu był znaczący, ale mogła spędzić z  Marcinem dużo wspaniałych chwil. Poza tym rozmowa z Patrykiem zdecydowanie się opóźni. Ogromna ulga, skoro przez kilka najbliższych dni nie musi o tym myśleć, a on i tak nie będzie wiedział gdzie jest.

kliknij i powiększ.

The beat of your heart
It jumps through your shirt
I can still feel your arms.
                     

4 komentarze:

Pod postem istnieje też możliwość zaznaczenia kwadracika!
Odpowiadam na komentarze - nie akceptuję spamu.
Za wszystkie, nawet krytykujące bardzo dziękuję ♥