Anielski orszak, głośne dzwony. Ludzie w czerni udający się na pobliski cmentarz. To wszystko dla niego. Tego, który tak wiele zmienił, zamieszał, popsuł. Tego, który leży w trumnie. Tego, który umarł. Zginął. Przepadł. Nie ma go i nie będzie, a na niej spoczywa teraz ten ciężar. Ciężar odpowiedzialności, której on też powinien stawić czoło.
Ciężarna, młoda dziewczyna ze sporym już brzuszkiem nie wyróżniała się z tłumu. Z brzuchem, w którym rozwijało się nowe życie, zapoczątkowane właśnie przez niego.
Ciało na długich linach spuszczane do grobu. Szloch zatroskanej matki, babci, dalszej rodziny. Teraz to troska, ale kiedy syn chciał odebrać sobie życie? Matka nie zareagowała. Nie zrobiła nic. Teraz nawet nie wie, że zostanie babcią dziecka poczętego w taki sposób.
Dziewczyna bez wzruszenia spoglądała na trumnę z ciałem pochłanianą przez ziemie.
- Marta, chodź. Pójdźmy już stąd, dobrze? - usłyszała ściszony głos stojącego za jej plecami Marcina. Bez słowa odwróciła się i łapiąc go za zmarzniętą dłoń poszli razem w kierunku samochodu.
- Słuchaj skarbie, wiem że nie chcesz o tym już rozmawiać i przeżywać od nowa. Ale wiem też, że rodzice Patryka mają prawo wiedzieć, że będą dziadkami, bez względu na okoliczności - powiedział spokojnie Marcin kładąc rękę na zaokrąglonym brzuchu swojej dziewczyny. Mówił tak niepewnie i ostrożnie, jakby szedł po linie zawieszonej nad ogromną przepaścią.
- Nie - odpowiedziała Marta jakby nieobecna. Ten temat wprowadzał ją w straszne przygnębienie.
- Proszę.... Musisz. Musisz wyznać im prawdę. Powiedziałem, że cię kocham, że razem wychowamy to dziecko. Nic się nie zmieniło, tak będzie naprawde! Ale uwierz, że na ich miejscu chciałbym wiedzieć. Mogę pójść z tobą do jego matki i pomóc ci opowiedzieć o wszystkim.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Że co i jak miałabym jej powiedzieć?! - Marta gwałtownie wstała wzburzona - po prostu iść i powiedzieć : witam panią, podczas pobytu w Zakopanem, gdzie miałam spędzić najlepsze chwile ze swoim ukochanym pani syn mnie odwiedził? O tym że zgwałcił, że pobił, tak?! Że ja wcale tego nie chciałam a on tylko po to przyszedł udając, że chce się pogodzić?! - poczuła że się rozkleja - a potem przedawkował, bo przestraszył się odpowiedzialności. Tak? To mam powiedzieć...? to, właśnie to? - Marta rozpłakała się na dobre opadając na łóżko. Przez kilka ostatnich dni była bardzo wyczerpana. Zmęczona wspominaniem, słuchaniem, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała, że jakoś się ułoży. Cieszyła się, że Marcin jest przy niej i zaopiekuje się nią, że nadal ją kocha. Wiele dla niej poświęcił. Jednak cały czas w swoich myślach wracała do tego okropnego wydarzenia sprzed 5 miesięcy, które pociągnęło za sobą tyle nieprzyjemnych, bolesnych wydarzeń. Było jej ciężko, chociaż czasami już o tym zapominała to potrzebowała stabilizacji, której na tą chwilę nie miała.
- Dobrze, chodź. Jeszcze się zastanowimy, ale nie płacz. Spokojnie, jestem z tobą - powiedział podejmując tym zdaniem ważną decyzje.
***
Następnego dnia Marcin wyszedł z mieszkania wcześnie rano. Złożył niespodziewaną wizytę ojcu Marty. Potem spędził w mieście dobre 3 godziny. Gdy dziewczyna zadzwoniła do niego poinformował tylko, że jest w mieście załatwić kilka spraw, zrobić zakupy i że zostawił jej śniadanie na stole w kuchni. Wiedział już, że uwielbia takie małe rzeczy. Delikatne, pozornie nic nieznaczące gesty ją radowały. Zrobienie śniadania, krótki sms z wyznaniem miłości, zapytanie o nalanie herbaty. Podczas wykonywania takich prostych czynności specjalnie dla niej, wiedział jaka jest zadowolona.
Dzisiejsze popołudnie Marta miała spędzić z koleżankami na zakupach. Akurat dobrze się złożyło. Wszystko szło po jego myśli. Około 16 zadzwonił do niej i spytał kiedy wróci. Słyszał, że cała promienieje, śmiała się, na chwilę zapomniała o wszystkich troskach. Jeszcze lepiej.
Marta była w domu już po 18. Nie spodziewała się, że zastanie ją takie przywitanie. Od progu czuć było zapach pysznego spaghetii. Marcin z uśmiechem odebrał jej płaszcz i zaprowadził do salonu. Przy stole stały tylko dwa krzesła, a na nim dwie świece i pysznie wyglądające potrawy. Kameralnie i przytulnie - o to chodziło.
- Sam to zrobiłeś? - spytała podchodząc do stołu.
- Sam. Dla ciebie.
-Skąd wiedziałeś, że jestem głodna jak wilk?
- Oj skarbie, zawsze jesteś - śmiejąc się odpowiedział.
Siedli do stołu i rozmawiali zajadając się kolacją. Takiej chwili wytchnienia Marta potrzebowała.
Najedzeni zasiedli przed telewizorem do oglądania filmu. Przytuleni wpatrywali się w świecący ekran i gdy tylko pojawiły się napisy końcowe Marcin zgasił telewizor.
- To nie oglądamy już? - spytała zdziwiona dziewczyna.
- Zaraz możemy pooglądać. - Marcin wstał i powolutku uklęknął przy niej. Marta próbowała się podnieść zdezorientowana, ale on pokazał ruchem ręki, żeby siedziała. Patrzyła na niego i czekała.
- Słuchaj, no bo ten. Hmm... Eeee... - Marcin nie mogąc wyciągnąć małego pudełeczka z kieszeni zaczął bardzo się stresować. Cały się trząsł, nie mógł wykrztusić słowa. Dziewczyna cicho się roześmiała., już wiedziała co się święci.
- No wysłów się w końcu!
- Wyjdziesz za mnie? - wyleciał jak z armaty. Powiedział to tak szybko, jakby uciekał przed stadem głodnych lwów po czym nerwowo zacisnął powieki.
- Nie denerwuj się tak, spokojnie - pocałowała go czule w usta - wstawaj szybko, przecież znasz odpowiedź!
- Znam?
- Tak. Oczywiście, że za ciebie wyjdę - pełna radości pozwoliła założyć sobie pierścionek na palec.
Już po wszystkim położyli się obok siebie. Gorące, namiętnie pocałunki nie ustawały. W pewnym momencie Marcin przytulił się do jej brzucha.
- Fajnie, że będę mógł wychować z tobą tego maluszka.
- Fajnie, że będziesz jego ojcem.
- Przecież nie będę.
- Ojcem jest ten, który wychował. A jestem pewna, że sprawdzisz się w tej roli.
Marcin przyłożył ucho i położył rękę na jej brzuchu. Poczuł lekkie uderzenie pod swoją dłonią. Kolejne i jeszcze jedno.
- Moje maleństwo. Moje słodkie maleństwo - szepnął całkowicie się rozklejając.
Koniec.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Dziękuje bardzo wszystkim, każdej osobie, która chociaż raz tu weszła, za każdy przeczytany wpis i pozostawiony komentarz. Szczególne podziękowania dla tych, którzy wytrwali do końca i regularnie odwiedzając komentowali bloga. Bez Was nic by nie powstało, więc wiecie jakie to ważne!
Historia Marty i Marcina się kończy. Ale ja nie znikam.
Tym razem miłość wygrała. Ale nie zawsze tak jest. Chcecie się przekonać? Już teraz zapraszam na mojego nowego bloga, do którego link opublikuje tutaj w ciągu dwóch najbliższych tygodni.
Będzie to coś zupełnie nowego, duże wyzwanie dla mnie.
Jeszcze raz bardzo bardzo dziękuje Wam za obecność!